Czas pandemii zapisze się w historii naszego społeczeństwa. Wszyscy stanęli przed wieloma wyzwaniami, którym trzeba było stawić czoła, mimo wielu obaw i wielu niewiadomych. Dziś, chociaż pandemia trwa, możemy na chwilę zatrzymać się i podsumować, jak wydarzenia ostatnich kilku miesięcy wpłynęły na szkołę. Zapraszamy na rozmowę z Panią Dyrektor Anną Strubińską i Panią Wicedyrektor Agnieszką Piskorską. Podsumowują, jakie pozytywne zmiany przyniosło nauczanie zdalne, co było największą trudnością tego czasu i co po pandemii zostanie nam na przyszłe lata.
Zacznijmy od początku. Co się wtedy działo, jakie szkoła podejmowała kroki, gdy okazało się, że trzeba przejść na nauczanie zdalne?
Anna Strubińska: Zaczęłyśmy od niewiedzy. Od tego, że nie wiemy co zrobić. Od szukania różnych sposobów, na początek narzędzi, jak komunikować się z nauczycielami, jak nauczyciele z uczniami, od poszukiwania różnych platform. To się działo już prawie następnego dnia – nauczyciele szukali sposobów komunikacji, przekazywania wiedzy, poszerzania umiejętności uczniów online. Na początku był problem z wyważeniem, ile tej wiedzy uczniowi przekazywać. Potem, na żywym organizmie, zaczęliśmy porządkować sytuację. Wybraliśmy dwa kanały: Librus, jako narzędzie komunikacji z rodzicami i prowadzenia dokumentacji oraz Microsoft Teams, który okazał się dla nas kluczowy. Ten moment był bardzo ważny. Bardzo mocno pomógł nam Pan Marcin Sikorski, prezes zarządu, bez którego tak szybko byśmy nie zaczęli. To właśnie Pan Marcin założył wszystkim konta, przeprowadził pierwsze szkolenia techniczne dla nauczycieli. Przyspieszył cały proces. Później nauczyciele całkiem dobrze radzili sobie sami. A my stworzyłyśmy dokumentację i procedury, które wynikały też z przemyśleń nauczycieli: co dobrze działa, a co nie.
I jak się zmieniało to zdalne nauczanie na przestrzeni pierwszych tygodni? Z jakimi problemami musiała mierzyć się szkoła?
A.S.: Na początku były problemy techniczne. Nie tyle ze sprzętem, bo nauczyciele dostali sprzęt i był on też sukcesywnie wymieniany, co z przeciążeniem platform. Z czasem to się zmieniało, Microsoft też reagował i po pewnym czasie sytuacja się ustabilizowała, można było połączyć się ze wszystkimi uczniami. To, co na pewno było trudne, to że uczniowie się logowali, ale nie mieliśmy pewności. czy są po drugiej stronie.
Oprócz tego ważna była także optymalizacja liczby godzin. Nauczyciele bardzo szybko i fajnie zareagowali, zauważyli, ile można zadać, aby uczniów nie przeciążać, ile zajęć może się odbyć, żeby dziecka nie męczyć zbyt długim siedzeniem przed komputerem. Kluczowe również były informacje od rodziców, którzy komunikowali, że czegoś jest za dużo. Wspólnie dostosowywaliśmy organizację do potrzeb. Właściwie większość zajęć dla klas starszych odbywała się online, a dla klas młodszych po trzy, cztery godziny zegarowe zajęć obowiązkowych (w tym muzyka i angielski) i zajęcia dodatkowe dla tych, którzy chcieli być dłużej z nauczycielem. W niektórych klasach, np. w edukacji wczesnoszkolnej czy na zajęciach z matematyki w klasach starszych, nauczyciele dzielili niektóre lekcje na pół, żeby mieć lepszy kontakt z dziećmi.
Agnieszka Piskorska: Z pewnością model pracy zdalnej ewoluował. Zaczynaliśmy od sytuacji, gdy około 50% zajęć z planu odbywało się online. Szybko okazało się, że i uczniom, i rodzicom znacznie bardziej odpowiada, gdy udział tych zajęć jest większy. W związku z tym procent lekcji przy użyciu komputera był znacznie większy w czerwcu niż w marcu.
A czy były takie zajęcia, które się w ogóle nie odbywały w trakcie nauki zdalnej?
A.S.: Nie było wielu kółek dodatkowych, ale też nie było takiej potrzeby ze strony uczniów, było już znaczne obciążenie pracą przy komputerze. Poza tym wszystkie zajęcia się odbywały, niektóre po prostu rzadziej – np. religia była raz na dwa tygodnie, muzyka polegała na odsłuchaniu poszczególnych utworów samodzielnie. Zajęcia z W-Fu częściowo odbywały się online, ale nauczyciele zdawali sobie sprawę z tego, że jeżeli ktoś ma możliwość wyjścia z domu, choćby na własny ogródek, to będzie to dla niego dużo bardziej korzystne rozwiązanie.
A co było najtrudniejsze w zdalne nauce?
A.S.: To co było trudne dla obu stron to to, że trzeba być w jednym miejscu, przed komputerem. Trudnością był także brak bezpośrednich kontaktów. Uczniowie jednak znaleźli wyjście pośrednie, sami tworzyli grupy i działali w Teamsach. Nawet w klasach młodszych tak było, że dzieci się bawiły ze sobą przez Internet. Dziewczynki z klas młodszych robiły sobie pokazy mody przez Internet i się świetnie bawiły w ten sposób. Właśnie ta potrzeba kontaktu, wyjścia z domu była najtrudniejsza do zaspokojenia.
A.P.: W czasie nauczania zdalnego uwypukliła się rola wychowawcy. Panie były obecne na lekcjach w jeszcze większym wymiarze niż offline, i miały tę przestrzeń, żeby szybko reagować. Minęło 10 minut, kogoś nie ma? Dzwoniły. Nie przerywało to toku lekcji, a równocześnie dzieci wiedziały, że ktoś pilnuje, ktoś nad nimi czuwa. Rodzice też dzięki temu mieli poczucie bezpieczeństwa. To wiele ułatwiło.
A gdyby trzeba było wrócić do nauki zdalnej w nowym roku szkolnym, to czy są jakieś pola do usprawnienia, do zmiany?
A.S.: Z ankiety przeprowadzonej wśród rodziców oraz po rozmowie z naszymi uczniami wynika, że warto stworzyć jeden kanał do tego, żeby przesyłać prace samodzielne. Na pewno należy ograniczyć tę ilość materiału. Na początku się pogubiliśmy i myślę, że nie my jedni. Jednak słuchaliśmy uczniów, rodziców. Przejście z tej ścieżki pracy zdalnej pod tytułem “wykonaj samodzielnie” na pracę online i kontakt z nauczycielem było z dużą korzyścią dla obu stron.
Co zmienić, jeśli nauka zdalna wróci? Myślę, że będzie więcej wspólnej pracy projektowej, ale też budowania odpowiedzialności za te projekty i samodzielności. Nadal jednak nie wiemy, jak to zrobić, aby rzetelnie ocenić czy prace uczniów są samodzielne.
Czy są takie rzeczy, które warto zostawić z nauki zdalnej, przenieść je do rzeczywistości nauki na miejscu?
A.S.: Zastanawiam się nad tym, czy zostawienie takiego jednego dnia pracy online raz na jakiś czas nie byłoby z korzyścią dla uczniów. Z jednej strony zgadzam się, że szkoła stoi relacjami, bo są one potrzebne jak tlen, z drugiej strony myślę sobie o takim dniu, w którym możemy zostać w domu i wykonać pewne rzeczy samodzielnie, np. doświadczenia z chemii. Taki jeden dzień dla 7 czy 8 klasy, kiedy nie trzeba być w szkole, można w spokoju popracować nad zadaniami, nauką. Co nam zostanie? Zostaje nam na pewno umiejętność radzenia sobie z trudnymi narzędziami. Wcześniej nie widzieliśmy potrzeby pracy na pewnych narzędziach. A Teamsy stały się narzędziem, gdzie można było przesyłać mnóstwo rzeczy, spotykać się z ludźmi na szkoleniach czy radach, siedząc spokojnie w domu. Nie wszystkie spotkania, które do tej pory odbywały się na terenie szkoły, muszą takie pozostać. Mogą być online, i tak zresztą już działamy. Podobnie spotkania indywidualne z rodzicami też nie muszą zawsze być na terenie szkoły, może łatwiej czasami spotkać się online.
Jak wyglądało ocenianie takiej pracy zdalnej?
A.S.: To było trudne doświadczenie. Najłatwiej nauczycielom szło docenienie tego, co się działo w czasie zajęć online. Zdecydowanie trudniej szło ocenianie pracy samodzielnej wysyłanej, bo nie wiadomo było czy to jest praca samodzielna czy nie. Włącznie z tym, że kilku rodziców się przyznało że pisało swoim dzieciom wypracowania i uważali, że to nic dziwnego. Innym trudnym tematem jest ocena zachowania. W tym obszarze najważniejsze były: aktywność na lekcji, obecność, brak spóźnień.
A.P.: Oceny na pewno były dobre.
A.S.: Nauczyciele też zauważyli, że oceny były wyższe. Rozumieli, że jeśli im jest trudno, to uczniom tak samo. Doceniali wkład, który uczeń wykonywał w trudnych warunkach. To się na pewno przełożyło na to, że te oceny, naszym zdaniem, tak jak oglądałam świadectwa, były wyższe.
Czy organizacja egzaminu ósmoklasisty różniła się bardzo od organizacji w poprzednich latach?
A.P.: Raczej nie. Wyjątkowo w tym roku nie były organizowane wycieczki dla pozostałych uczniów, więc miałyśmy do dyspozycji większą liczbę nauczycieli. Komisje pozostały w składzie ustalonym zimą. Zachowaliśmy reżim sanitarny, oddzielne wejścia, wyjścia, niekumulowanie się dzieci, więcej osób było w korytarzach.
A.S.: Miałyśmy też to szczęście, że komisje, które tworzyłyśmy jeszcze przed pandemią, to były nieduże komisje. Myślę, że dla większych szkół to mogło stanowić problem. W tym samym czasie kiedy 8 klasy pisały egzaminy, pozostałe klasy miały nauczanie online. Czyli tak naprawdę te 3 dni egzaminów dla pozostałych klas były normalnymi dniami pracy, co jest pozytywne, że nie traciły całych trzech dni na często wymuszane wycieczki, bo szkoła musiała być pusta, tylko jak się okazuje, można ten czas wykorzystać do pracy zdalnej. Co się zmieniło? Termin się zmienił i to czekanie było chyba najtrudniejsze dla uczniów i nauczycieli, którzy nie byli pewni, kiedy i czy w ogóle się odbędzie.
A co pozytywnego przyniosło nauczanie zdalne? Było coś takiego?
A.S.: To co nauczyciele i uczniowie podkreślali, to że nauczyli się korzystać z nowych narzędzi. Praca online spowodowała, że uczniowie mogli jeszcze więcej doświadczać, a mniej opierać się na samej teorii. Wykonać pewne doświadczenia w domu, w kuchni.
A.P.: Na pewno zmienił się krajobraz klas. Zupełnie inne osoby zaczęły być liderami, wyszły z cienia te, którym przeszkadzały podczas lekcji różne rozpraszacze.
A.S.: Albo nieśmiałe. Wcześniej nie mogły się przebić przez grupę, a tutaj się nagle okazało, że mają sporo do powiedzenia i biorą udział w dyskusjach.
A.P.: Nauczyciele podkreślali, że praca zdalna pozwoliła im dostrzec potencjał u osób, który żyły sobie w cieniu.
A.S.: Myślę, że ważnym też skutkiem pracy online jest oswojenie sprzętu, zwłaszcza kamer. Uczniowie może w mniejszym stopniu, ale część nauczycieli miało trudność w swobodnym komunikowaniu się za pośrednictwem narzędzi IT. To było nowe doświadczenie także dla rodziców, że mogli zobaczyć, jak ich dziecko, funkcjonuje grupie. Z czym sobie radzi, z czym ma faktycznie problemy. Usłyszeć też nauczyciela, który prowadzi lekcję. Rodzice byli obecni na lekcjach, nawet jeśli nie w tym samym pokoju, to obok. Wielu rodziców mówiło, że słyszało prowadzenie lekcji. W klasach młodszych niektórzy rodzice mówili “Matko, jak ciężko jest, nie usadzi się dziecka przed komputerem”. Czasami niektórzy rodzice oczekiwali tego od swoich dzieci “Masz siedzieć i słuchać”, a to nie tak, to nie ten moment. Tak usiądzie licealista, może 7-8 klasa. Chociaż z drugiej strony uczniowie też mówili o tym, że nie chcieli pracować przy rodzicach. Potrzebowali zamknąć się, żeby oddzielić: szkoła to szkoła, a rodzice to rodzice. To dotyczyło też młodszych. Chociaż u młodszych się to nie udało. Rodzice często byli obecni na lekcji, podpowiadali, albo dopingowali: no przecież wiesz, no powiedz. Wiesz przecież! 🙂
A.P.: Wydarzyło się też coś bardzo pozytywnego. Część rodziców, którzy mieli jakieś zastrzeżenia wcześniej do szkoły, na koniec roku przyszła podziękować za pracę zdalną, za nauczanie, za jakość. Feedback dostaliśmy też w postaci rekrutacji uzupełniającej. Praktycznie wszystkie osoby, które w wakacje rekrutowaliśmy do klas starszych, przyszły z tego powodu, że słyszeli jak wyglądała u nas praca zdalna, a mieli porównanie z tym, jak to działa w ich szkołach macierzystych. To był bardzo wymierny i namacalny rezultat działań naszej szkolnej społeczności.
A.S.: Tak, rodzice dziękowali za nauczanie, ale też za naszą ewaluację, zmianę i rozwój tego nauczania, za to że nauczyciele reagowali na to, co mówili rodzice i uczniowie, że ich słuchali.
Jesteśmy gotowi na naukę online. W takim razie czy chcemy chodzić do szkoły?
A.S.: Chcemy, bardzo chcemy chodzić do szkoły jak najdłużej, i nie chcemy szkoły online. Szkoła podstawowa to nie jest dobry czas na nauczanie zdalne. Relacje z rówieśnikami, budowanie swojej pozycji, wiary we własne siły i możliwości, to się odbywa w grupie i te dzieciaki naprawdę pragną być ze sobą, pragną działać razem. Dlatego jest potrzebna szkoła, bo my się uczymy od siebie wzajemnie, nawet nie wiedząc o tym, nawet jeśli jest ten nauczyciel, który prowadzi, kieruje, to jednak widzę tego rówieśnika, który może mi pomóc, a ja mogę jemu pomóc. Nawet czasem kłócenie się jest ważne, takie skonfrontowanie się, a potem pogodzenie się i podanie sobie ręki. A online tego nie ma. To nauczanie online może być wsparciem nauczania offline, ale jednak nauczanie w szkole, na miejscu, to podstawa i na to mamy nadzieję jak najdłużej w tym roku szkolnym.
Na pewno pozytywna jest ta refleksja, że byliśmy wszyscy na tym samym wózku i bardzo pomogło nam działanie jako społeczność. Na początku było tak, że rodzice oczekiwali od nas trochę, że będziemy wyprzedzać informacje podawane przez media, ale tak naprawdę my dowiadywaliśmy się o wszystkim tak samo. Nie było tu żadnej innej informacji ani wsparcia od kuratorium. A to, co się okazało, to zaangażowanie rodziców, uczniów i oczywiście nauczycieli, którzy szybko weszli na nową platformę, a co więcej – uczyli się od siebie nawzajem. To doświadczenie z nami zostanie, tej współpracy i tego, że wspólnie się z tym zmierzyliśmy.